Świat abstrakcyjny niczym kraina Śródziemia

Młodzi, KOD i Wałęsa

Bardzo często zastanawiamy się w gronie znajomych, dlaczego młodzież tak mało entuzjastycznie reaguje na dobre zmiany w kraju. Używając słowa „entuzjastycznie”, mam na myśli raczej żywiołowość reakcji niż aplauz, raczej formę niż kierunek. Faktycznie, w wielu rozmowach z dwudziestolatkami zadziwia mnie ich pasywność czy zupełny brak zainteresowania tym, co się dziej w kraju. Przecież my w ich wieku.. No tak, my nosiliśmy oporniki w swetrach, robiliśmy strajki na uczelniach, knuliśmy po kątach, jak by tu komunie zagrać na nosie. A inni z nas poważnie narażali głowy produkując bibuły, demonstrując czy drukując książki zakazane w oficjalnym obiegu. Do dziś mam ‘Matkę noc” Vonneguta kupioną z lotnego stoiska na jednym z wydziałów UJ. I snujemy ze znajomymi różne koncepcje, dlaczego i w jaki sposób ruszyć młodych ludzi, bo im ten kraj będzie przecież znacznie dłużej służył niż nam.

Nagle zrozumienie przyszło samo w dyskusji o czymś zupełnie innym. Znacznie młodsza koleżanka starała się o wizę dla swojego partnera. Oboje mieszkają w kraju arabskim, raczej z tych świeckich i nie „szariackich”. Chciała, by poznał jej kraj, rodzinę i przyjaciół. Odmówiono jej, a właściwie jemu, motywując, że terroryzm i emigracja zarobkowa. Swoją drogą kuriozum wobec przyjmowania setek tysięcy uchodźców na kwartał. Właśnie ta koleżanka, strasznie oburzona, wylewała frustrację i bezsilność, a dla podkreślenia użyła przykładu. „No wyobraź sobie, że chciałabyś odwiedzić koleżankę w Niemczech i byś nie mogła, bo nie dość że wiza, to ci jej jeszcze odmawiają!”perorowała z pełnym oburzeniem.

Otóż ja sobie tego nie muszę wyobrażać. Ja to pamiętam. Może nie jakoś dramatycznie się z tym borykałam, bo byłam mała, ale pamiętam ośmiostronicowe formularze paszportowe, odnoszenie paszportu na komendę milicji po powrocie. Pamiętam również, jak rodzice się cieszyli, że do Jugosławii udało się wczasy załatwić, bo ta Jugosławia to był już taki trochę zachód. I jeszcze pamiętam, że od 1991 roku zniesiono wizy do Francji – wtedy uznałam, że wobec tego faktu muszę tam pojechać, choćby autostopem. Tak właśnie pojechałam i była to moja pierwsza wyprawa na Zachód, poza „demoludy”. Co jeszcze utkwiło w mojej pamięci? Ano jak ojciec zastanawiał się, gdzie schować kolejne numery tygodnika „Solidarność”, by w razie czego nie znaleźli. Paczki z Niemiec, z których jak rajskie ptaki wyłaniały się kolorowe ubrania, trochę znoszone, a tak cudowne w porównaniu do szarych i szorstkich krajowych produktów modopodobnych. Szczególne miejsce w moich wspomnieniach zajmuje oczywiście godzina policyjna oraz widok czołgów na głównej ulicy, puste półki oraz kartki na żywność, której nie było a mięso załatwiało się ‘spod lady’.

W tej krótkiej chwili dotarło do mnie, że moja koleżanka i młodsi od niej nic z tego pamiętać nie mogą. Wszyscy urodzeni po 89 roku znają to ewentualnie z egzotycznych i zabawnych filmów Barei, ale nie czują tej grozy i codziennego zmagania się o wyrwanie dla siebie kawałka normalnego świata. Czy jest dla nich podobnie abstrakcyjne jak Kraina Śródziemia? Nie wiem. Może. Kartki, Pewexy, jeden telefon na klatkę schodową to czysta fikcja. Konkretem jest, że łącze internetowe jest słabe, ktoś ma a ktoś nie ma iPada czy iPhona. Może nie na wszystko ich stać, ale to wszystko jest w zasięgu ręki. Dlatego niby jak mają się bać tej powracającej retoryki PRL-u, która z niczym konkretnym im się nie kojarzy? A tym bardziej z niczym zagrażającym.

Dlatego KOD to ruch pokoleń, które mogą pamiętać i mogą porównać, jak było, jak jest i co możemy stracić. To ruch tych, dla których nasza przynależność do otwartej Europy nie jest naturalna, a Schengen to przywilej a nie oczywistość. I niech tak zostanie. Dla młodych zawsze było tak, jak dziś i może faktycznie ten świat ich nie satysfakcjonuje, a Polacy powinni być bogatsi i bardziej równi finansowo obywatelom starej Europy. My pamiętamy drogę, którą 26 lat temu wyruszyliśmy, a oni nie. Ale o młodych się nie martwmy. Prędzej czy później absurdalność tego, co się dzieje, zacznie do nich docierać. I wtedy z bliskich sobie powodów zorganizują swoją formę buntu. Razem z Kodem albo razem z Razem, albo całkiem osobno i we właściwy dla siebie sposób.

Jednak obawiam się, że nie pamiętając tych czasów, gdy Partia, Milicja czy ORMO byli silnymi, realnymi graczami w codzienności ani czasu stanu wojennego z jego patrolami, czołgami, przeszukaniami i gazami łzawiącymi, mogą ulec prowokatorom obławy na Wałęsę. Nie rozumiejąc całej tej drogi, której byliśmy świadkami, nie pamiętając Lecha z lat osiemdziesiątych, widzą tylko plączącego się w zeznaniach prostego, ale pełnego pychy człowieka. Dlatego musimy starać się legendę tamtego Lecha skaczącego przez płot wzmacniać i tłumaczyć. Musimy opowiadać jego historię jako trójwymiarowego człowieka ze słabościami, ale i wzlotami, który potykał się i wstawał. I który wstał wtedy, gdy było trzeba, i wtedy też był niezłomny. Prawdziwie Niezłomny, a nie tylko nazwany tak przez propagandowe media. I ten obraz trzeba przeciwstawić czarno-białej jednowymiarowej retoryce, jaką się teraz narzuca. A wtedy może symbol się obroni również w oczach młodych.

Katarzyna Majowska