Zasłona dymna

Jedno jest pewne: Jarosław Kaczyński nie spodziewał się, że kwestie ustrojowe potrafią budzić w społeczeństwie tak wielkie emocje.

Nie spodziewał się wielotysięcznych demonstracji w obronie Trybunału Konstytucyjnego. Nie spodziewał się KOD-u. Wyraźnie liczył, że sprawa przycichnie, ludzie się zmęczą, a on dalej będzie mógł robić swoje. Tymczasem opór społeczny rośnie, stąd próby podejmowane przez Jarosława Kaczyńskiego, aby ten problem przykryć, zgasić, zasypać. Próbowano tego dokonać za pomocą Bolka – ale KOD wziął Lecha Wałęsę na swoje sztandary i pociągnął za sobą jeszcze więcej ludzi. Próbowano to robić za pomocą 500+ – ale temat jest wałkowany tak długo, że na nikim nie robi już większego wrażenia. Co więcej, zaczyna budzić kontrowersje: z jednej strony co do tego, czy jest sprawiedliwie skonstruowany, z drugiej zaś, czy stać nas na niego. Skoro to także nie zadziałało, Prezes zaapelował o wyciszenie sporów do końca wizyty papieża Franciszka. Nie bardzo wiadomo, dlaczego miałoby się tak dziać do tego akurat czasu i z jakiego powodu nie wypada spierać się przed wizytą zwierzchnika Kościoła, natomiast po jej zakończeniu waśnie te można jak najbardziej kontynuować. Dość oczywistym było. iż chodzi o to, by ludzie zapomnieli, a duch oporu osłabł. W końcu do sierpnia jest dość daleko i odbudowanie mobilizacji społeczeństwa w poprzednim wymiarze nie byłoby proste. Tymczasem mieszając w całą sprawę papieża, lider PiS uczynił odmowę psychologicznie trudniejszą. W końcu to prawie jakby odmawiać papieżowi.

Jak wiadomo nie od dziś, największym wrogiem Jarosława Kaczyńskiego jest Jarosław Kaczyński. W ciągu kilku dni od swojego apelu w dość wyrafinowanych słowach ciężko obraził swoich przeciwników. Jakież to więc uspokojenie sporów? Kolejny pomysł nie wypalił. Powstała zatem koncepcja rozmów z opozycją na najwyższym szczeblu. Przy okazji można udawać, że wdraża się zalecenia Komisji Weneckiej. Oczywiście nie ma szansy by tak się stało, bo jasno deklaruje, iż nie cofnie się o krok. Można jednak symulować, grać na czas, robić dobre wrażenie, siać niepewność. W tym Kaczyński jest mistrzem – udało mu się nawet tak oczarować Ryszarda Petru, aż ten dostrzegł „światełko w tunelu”. Tyle tylko, że światełka w tunelu to przeważnie reflektory nadjeżdżających pociągów. Najwyraźniej ten trick choć częściowo mu się udał.

Pojawił się też znowu odgrzewany po raz setny temat ustawy antyaborcyjnej. Skandaliczne propozycje ustawodawcze słusznie budzą gniew wielu ludzi. Cała Polska znowu rozmawia o uregulowaniach dotyczących usuwania ciąży; kto w tej sytuacji pamięta, ile czasu minęło od ogłoszenia wyroku Trybunału Konstytucyjnego? Wywołując w ten sposób kolejną wojnę polsko-polską, Prezes ma nadzieję na usankcjonowanie łamania Konstytucji zwyczajnie przeczekując protesty.

Ufam, że i tym razem się przeliczy, a wywołane emocje tylko wzmocnią ruch protestu, nie rozmywając jednocześnie fundamentu, na którym stoi KOD – czyli demokracji. Jeśli możemy przyłączyć do nas inne grupy atakowane przez obecną władzę, a dotąd czasami bierne – takie jak rolnicy, których chce się pozbawić ich ziemi, czy organizacje stojące na straży praw kobiet – tym lepiej. W końcu w liberalnej demokracji ich prawa byłyby zabezpieczone.

Przede wszystkim jednak nie możemy pozwalać, by to Jarosław Kaczyński narzucał tematy debaty publicznej, bo jeśli tak się stanie, do kwestii ustrojowych wrócimy za kilka lat – czyli wtedy, kiedy będzie już za późno.

Tomasz Kasprowicz

Powyższy tekst wyraża osobiste poglądy Autora.