Kto się boi śląskiego luda?

Górny Śląsk to nie tylko kopalnie i huty, ale również wspaniałe lasy, ciągnące się od Jury Krakowsko–Częstochowskiej aż po granicę z Czechami, fenomenalne zabytki od zamków średniowiecznych po perły czasów industrializacji.

Górny Śląsk to także nowoczesność i innowacja, okraszona infrastrukturą i współczesną architekturą. Dla większości Polaków jednak ten region to obszar wyłącznie przemysłowy z szybami, hałdami i hutami w krajobrazie. Stereotypowy Ślązak musi być górnikiem lub ewentualnie hutnikiem. Nie wzbudza on też nadmiernego zaufania – zadziwia swoim specyficznym sposobem bycia i tym swoim dziwnym „zajeżdżaniem po śląsku” to ostatnie mnie osobiście jako językoznawcę nieco irytuje, ponieważ sugeruje to „zaśpiew”, charakterystyczny dla wschodniej Polski a nie Śląska. Te specyficzne dla regionu cechy spotykają się często z zainteresowaniem mieszkańców innych części Polski, często jednak wywołują negatywne reakcje. Wielu ludzi niestety uwierzyło populistycznemu sloganowi Jarosława Kaczyńskiego o „zakamuflowanej opcji niemieckiej”. Moim zdaniem jednak sporo osób powtarza tą wypowiedź Prezesa z niewiedzy. Może ten krótki tekst pomoże zrozumieć i zaakceptować pragnienia Ślązaków innym mieszkańcom Polski.

W zeszłym tygodniu miałem przyjemność wziąć udział w projekcji filmu „Zbuntowany Śląsk” oraz wysłuchać arcyciekawej dyskusji historyków o ruchach robotniczych i chłopskich na Górnym Śląsku. Spotkanie zorganizowało Koło Ruchu Autonomii Śląska w Rudzie Śląskiej. Autor filmu oraz historycy, nie wchodząc w tematykę narodowościową zanalizowali, może czasem nieco jednostronnie, problemy robotników i chłopów od XIV wieku, aż po walkę górników o wolność Polski w ramach strajków górniczej „Solidarności”. Przysłuchując się dyskusji zdałem sobie sprawę, że choć interesuję się historią regionu, nie mam pojęcia o wielu faktach z jego przeszłości. Dzieje małej ojczyzny to dla większości Polaków, również mieszkańców Śląska tabula rasa. Historycy z Polski, Czech i Niemiec spierają się o pochodzenie Ślązaków: w oczach Niemców są germańskimi Silingami, polscy i czescy historycy wskazują na słowiańskie korzenie Ślężan. Myślę jednak, że prawda jak zwykle leży pośrodku. Nieważne w jakich granicach znajdował się w wiekach średnich, nieuprawnione jest mówienie, iż w średniowieczu ukształtowała się wyraźna świadomość narodowa – mieszały się kultury, języki i obyczaje. Trwała w najlepsze wędrówka ludów, właściwie każdy mieszkaniec Europy dopiero szukał sobie stałego miejsca do życia. Silesia w ciągu siedmiuset lat stała się istotnym regionem w dziejach Czech, Austrii, Niemiec i Polski. W każdym z tych krajów stawała się tak wspaniałym diamentem w koronie, iż każdy sąsiad marzył o zdobyciu go dla siebie. Stąd stała się obiektem kilku najazdów, kłótni między monarchami i akcji propagandowych. Konflikty te były szczególnie wyraźne w okresie rozbicia dzielnicowego, w trakcie wojen śląskich między Austrią i Prusami, aż w końcu w czasie powstań śląskich, nie będących w końcu niczym innym, niż konfliktem zbrojnym pomiędzy odradzającą się Rzeczpospolitą a pognębionymi pierwszą wojną światową Niemcami. Ta pogmatwana historia ma również i dobre strony – oto stworzył się nasz region – hajmat, którego mieszkańcy noszą w sobie cechy wielu kultur.

Gynsi pympek, colsztok, grubiorz, haderlok. Język jest zwierciadłem, w którym przegląda się cała historia naszego regionu. Śląska godka to kopalnia wiedzy dla badaczy języków polskiego, czeskiego i niemieckiego. Mowa jest również odbiciem duszy jego mieszkańców, ich wartości i sposobu życia. Pracowitość, uczciwość, porządek w domu i w życiu to cechy Ślązaka znane zarówno w Polsce, jak i w Niemczech i Czechach. Nasza dusza charakteryzuje się radością życia, gościnnością i przywiązaniem do tradycji, typowymi cechami Słowian. Z innej strony fanatyczne umiłowanie ordnungu – porządku i bezpośredniość bez światłocienia, często odbierana przez Polaków jako niemalże prostactwo i grubiaństwo, to archetypowe przymioty dziewiętnastowiecznego Prusaka. Taka mieszanka charakterologiczna nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem sąsiadów, zarówno niemieckich (to dla nich byliśmy Wasserpolen – rozwodnionymi Polakami), jak i polskich, gdzie nastroje antyśląskie podsycane bywają przez wypowiedzi nacjonalistów, przykładowo ostatnio z ugrupowania Pawła Kukiza na posiedzeniu Sejmu, zajmującym się obywatelskim projektem o językach etnicznych i regionalnych. Na szczęście większość Niemców, Polaków i Czechów bardziej z ciekawością niż z nienawiścią spoglądają na specyficzny, spokojny lud, mieszkający na styku trzech kultur i czerpiący z nich to, co dla Śląska najlepsze.

W ciągu ostatnich dwustu lat mieszkańcy tego regionu stali się areną przepychanek między wielkimi krajami Europy Środkowej. Po wojnach austriacko-niemieckich o ten region, doszło do dużo szerszego konfliktu – na ringu stanęły ponownie Niemcy oraz odradzające się Czechosłowacja i Polska. Ślązacy, przede wszystkim na Górnym Śląsku stali się celem propagandy i terroru ze wszystkich stron, każda nowa ojczyzna wmawiała im, iż byli od zawsze i są teraz Niemcami, Polakami i oczywiście, szczególnie na Śląsku Cieszyńskim, rodowitymi Czechami. Żadna z potencjalnych ojczyzn nie była w stanie zaakceptować tej wielokulturowości. W tym konflikcie zagrały najgorsze instynkty ludzkie – skrajny nacjonalizm, nienawiść i dzika chciwość – Gůrny Ślůnsk ze swoim przemysłem i potencjałem gospodarczym, pozwalał „zwycięzcom” stać się ważnym graczem w Środkowej Europie. Co z tego wyszło? Łzy, terror, wypędzenia mieszkańców, butne, nacjonalistyczne przemowy polityków. Ślązacy wpadli w pułapkę nacjonalizmu innych państw, przelewali bezsensownie krew w oddziałach powstańczych, Freikorpsu i w końcu stawali nieraz przeciwko sobie w armiach wszystkich stron walczących w drugiej wojnie światowej. Zapłacili też ogromną cenę w postaci terroru i wysiedleń, zarówno ze strony niemieckich nazistów, jak i polskich i sowieckich komunistów. Blizny tych wydarzeń widać do dziś, czy to na niezliczonych cmentarzach wojennych, jak i na bramach obozów w Świętochłowicach lub Jaworznie. Sami Ślązacy noszą po dziś dzień wspomnienia tych straszliwych poniżeń i niesprawiedliwości.

W naszej pamięci czai się również pragnienie niezależności, autoidentyfikacji i sprawiedliwego traktowania ze strony kraju, w którym żyjemy. Rodowity Ślązak pamięta lata międzywojenne, gdy istniało autonomiczne województwo śląskie, posiadające spore, jak na tamte czasy przywileje, przykładowo własny skarb. Pamięta również jednak, jak te przywileje były z czasem wygaszane, pamięta politykę sanacji wobec śląskich polityków. Marzenie o autonomii w ramach Rzeczpospolitej nigdy jednak nie zginęło.

Symbolicznym przebudzeniem autonomicznych dążeń wielu śląskich organizacji stało się przywoływane tu wcześniej przemówienie Jarosława Kaczyńskiego o „zakamuflowanej opcji niemieckiej”, które z jednej strony obraziło, z drugiej zaś strony skłoniło mieszkańców do zadawania pytań w stylu – dlaczego nie mogę mówić po śląsku w swoim urzędzie? Dlaczego moje dzieci nie uczą się historii, kultury i języka mojego heimatu? Dlaczego, dając Polsce tak wiele, otrzymujemy w zamian pogardę i zniewagi?

Przewrotnie można stwierdzić, że powinniśmy być wdzięczni Jarosławowi Kaczyńskiemu, bo dzięki niemu wielu z nas otworzyło oczy i zaczęło się zastanawiać nad własną tożsamością. Rozmyślania oczywiście prowadzą do różnych wniosków. Mamy w związku z tym grupę (choć niewielką) separatystów, chcących stworzenia niezależnego państwa śląskiego, mamy również autonomistów, z Ruchem Autonomii Śląska na czele. Dla wszystkich, którzy właśnie w tym momencie poczuli niepokój, należy się wyjaśnienie, czym jest autonomia – to rozszerzona samorządność pod nadzorem centralnym, z uwzględnieniem specyficzności kulturowej i etnicznej. Nie ma tu mowy o tworzeniu osobnego bytu państwowego. Autonomizacja określonych regionów nie jest też w Europie niczym wyjątkowym – nie wspominając o Baskach, Katalończykach czy Szkotach, przychodzą mi do głowy mniej znane, ale równie wyraźne przykłady sprawiedliwego traktowania małych grup etnicznych – myślę tu o Sorbach (mniejszości słowiańskiej) lub Fryzach w Niemczech lub też o Południowych Tyrolczykach we Włoszech.

Dla wszystkich mieszkańców świata najistotniejsza jest własna identyfikacja, pielęgnacja własnej bogatej historii i kultury. Najważniejsze jest jednak zrozumienie i zdrowa chęć poznania ze strony sąsiadów. To z jednej strony „tlen”, warunek podstawowy pokojowego współistnienia i rozwoju materialnego i duchowego wszystkich mieszkańców Polski i Europy. Z drugiej strony zrozumienie i akceptacja to tak naprawdę jedyne zabezpieczenie naszego kontynentu, kraju i regionu przed ksenofobią i wykluczeniem, a w następstwie tego przed okropieństwami, które Ślązacy, Polacy, Europejczycy przeżywali w XX wieku.

Dzisiejsza Europa, dzisiejsza Unia Europejska to dom wszystkich żyjących tu Narodów. Historia, nieraz straszna, nieraz cudowna, koniec końców nauczyła nas żyć ze sobą, a nie obok siebie. Nie mamy innego wyjścia, niż poznać i zaakceptować inność naszych sąsiadów, nawet jeśli żyją obok nas w tym samym kraju. Nie patrzmy jednak na to tak, jak patrzą panowie Kaczyński, Orban czy panie Le Pen czy Frauke Petry. Nie budujmy murów, ale uczmy się siebie i od siebie nawzajem. Pamiętajmy, że inność nie oznacza wrogości, lecz okazję do nauki. Dotyczy to również Ślązaków i Śląska. Przyjedź, poznaj, porozmawiaj ze Ślązakiem. Nie chciej do niego od razu strzelać, jak poseł Pięta. Nie wyśmiewaj, jak posłowie Kukiz 15, lecz posłuchaj i spróbuj zrozumieć. W duchu tolerancji i wzajemnego szacunku.

Jan Liniewiecki

Powyższy tekst wyraża osobiste poglądy Autora.

 

One thought on “Kto się boi śląskiego luda?

  • 30 maja 2016 at 22:42
    Permalink

    “Pamiętajmy, że inność nie oznacza wrogości, lecz okazję do nauki. Dotyczy to również Ślązaków i Śląska.” Dziękuję za ten ważny tekst

Comments are closed.