List pasterski, którego nie ma

W dzisiejszą niedzielę w Kościele w czasie mszy świętych wysłuchaliśmy ewangelii o przywróceniu wzroku ociemniałemu od urodzenia przez Jezusa, o reakcji na słowa ociemniałego przez faryzejski lud. Potem była całkiem niezła homilia.

Ale ….. no właśnie, nigdy nie ma, by nie było „ale”.

Od czasu do czasu pasterze Kościoła (episkopat) występują z listami do wiernych, w których informują, uczą, pouczają, bywa, że strofują. Czasem się z tymi słowami zgadzamy, czasem przed nimi bronimy. Nie o treść poszczególnych listów mi chodzi, nie będę tu żadnego oceniał i komentował. To jakby nie było jest przecież obowiązek pasterzy, by swoim ludem kierować, by do niego mówić. Są chwile, są sprawy na tyle ważne, by nie wikary, nie proboszcz nawet, ale biskupi i kardynałowie przemówili do wiernych.

Taki dzień jest dzisiaj, 26 marca 2017 roku, w Polsce, w Europie.

Sześćdziesiąt lat temu, 25 marca 1957 roku przywódcy Francji, Republiki Federalnej Niemiec, Włoch, Belgii, Holandii i Luksemburga podpisali w Rzymie Traktaty Rzymskie, które powoływały do życia Europejską Wspólnotę Gospodarczą i Europejską Wspólnotę Energii Atomowej.

Po tragedii II Wojny Światowej, wobec dramatycznego podziału świata na strefy wpływów Sowieckiej Rosji i USA, do przywódców Państw zachodnich dotarło, że tylko ściślejsza współpraca zarówno gospodarcza jak i polityczna da nam szansę na uniknięcie niebezpieczeństwa ponownego konfliktu oraz wzmocnienia roli państw Europy w światowej polityce.

I tak, pierwszym krokiem stało się powołanie Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, która w 1951 roku w Traktacie Paryskim połączyła Francję i RFN w kluczowych gałęziach gospodarki, a do której wkrótce przystąpiły kraje Beneluksu.

Podstawą dalszego zacieśniania współpracy europejskiej musiała z początku być tylko gospodarka. Na ściślejsze więzy polityczne było wtedy jeszcze za wcześnie.

Dążono zatem do powołania unii celnej, która byłaby zaczątkiem wspólnego rynku oraz współpraca w zakresie energii atomowej.

Zwieńczeniem tych starań było podpisanie Traktatów Rzymskich.

Narody europejskie nie poprzestały jednak tylko na tym i dalej rozwijały koncepcje ściślejszej integracji politycznej.

Tym celom miało służyć wyeliminowanie ceł w stosunkach handlowych między państwami EWG i zniesienie ograniczeń ilościowych, w tym przepływu kapitału.

Kolejnym, kluczowym krokiem była bardzo symboliczna zmiana nazwy na Wspólnota Europejska, co nastąpiło w roku 1993, na mocy Traktatu z Maastricht. Od tej pory miała obejmować współpracę także w dziedzinach pozagospodarczych.

Tak w skrócie przypomniałem tych kilka dat i faktów, bo nie wiem, czy wszyscy wczoraj śpiewając Odę do Radości zdawaliśmy sobie sprawę z tego co tak naprawdę świętujemy.

Ja uczestniczyłem w tym święcie w moim mieście, Katowicach. Po wspólnym odśpiewaniu hymnu, często bardzo spontanicznie w emocjonalnych słowach różni ludzie, w różnym wieku opowiadali swoje historie, swoje obawy i nadzieje. Przypominali co dla nich europejska integracja oznacza; najczęściej zwracano tu uwagę na swobodę podróżowania i pracy w dowolnym kraju w Europie, możliwość poznawania innych kultur, zwyczajów, możliwość edukacji (program Erasmus). Rzeczy w zasadzie dość prozaiczne, choć niezwykle ważne, a szczególnie dostrzegalne, przez tych z nas, którzyśmy się wychowali w epoce tłumienia wolności, swobody wypowiedzi, podróży. Znamienne, że nie poruszano w zasadzie wspomnień ubóstwa ekonomicznego, pustych półek , a potem dynamicznego rozwoju gospodarczego, funduszy europejskich. Tamto chyba doskwierało mniej, albo jest już zapomniane, to chyba jest tak oczywiste, że aż niedostrzegalne.

I niestety znowu wczoraj Polska była podzielona. Podzielona na tych (kolejność przypadkowa, sympatie polityczne poszczególnych grup niech czytelnik dopasuje sobie samodzielnie), którzy w sobotnie południe mieli ważniejsze sprawy na głowie, niż świętowanie jakiejś tam rocznicy, więc spędzili ten czas w marketach, przydomowych ogródkach, ostatnich szusach narciarskich, na tych, którzy wyrażają przekonanie, że Unia się kończy („i dobrze”), że albo będzie nas słuchać (bo to my wygraliśmy wybory), albo nie będziemy sygnować kolejnych traktatów i porozumień, ale oczywiście nie ma mowy o jakimkolwiek ograniczaniu strumienia funduszy, które należą się nam (przede wszystkim nam) i na tych wreszcie, którzy dostrzegli doniosłość tej rocznicy i poświęcili swój czas, energię by przygotować w wielu miastach w całej Polsce krótką uroczystość odśpiewania hymnu naszej wspólnej Europy.

Bo Drodzy Państwo, nasza Europa jest silna siłą narodów, które ja budują, siłą ich różnorodności. Każdy coś do niej wnosi i czerpie ze wspólnego bogactwa. Przypadkiem akurat ktoś z nas urodził się w Polsce, drugi w Portugalii, inny w Szwecji, a inny jeszcze na Malcie. Przypadkiem rodzice wpoili nam te czy inne wartości, tą czy inną wiarę. Tego nikt z nas nie wybierał. Żyjemy tu gdzie się urodziliśmy, albo tu, gdzie wybraliśmy sobie miejsce dla siebie. Winniśmy swojej nadanej, albo wybranej ojczyźnie starania, pracę i „miłość”, ale we „wspólnocie”. Jak w wielkim bloku; Niemiec, Francuz, Grek, Hiszpan, są naszymi dalszymi czy bliższymi sąsiadami, staramy się w pierwszym rzędzie o swoją własną rodzinę, o nasze własne mieszkanie, ale mówimy sąsiadowi dzień dobry, uśmiechamy się do niego, nie walimy w podłogę pod 22-giej, nie urządzamy karczemnych awantur twierdząc, że to my jesteśmy tu najważniejszymi lokatorami, akceptujemy zapisy umowy wspólnoty mieszkańców, składamy się na remonty, wspólnie dbamy o czystość na schodowej klatce i na trawniku przed domem. Może tego czy innego sąsiada lubimy bardziej i spędzamy razem czas, spotykamy się w swoich mieszkaniach.

Czasem coś nie zagra, administrator wymyśli jakieś głupie prawo, albo sąsiad z 6 piętra zaczyna się awanturować. Wtedy siadamy i zastanawiamy się co zrobić, jak naprawić. Mamy niestety prawa, ale i obowiązki i czasem musimy oddać w imię większej sprawy część swojej wolności.

Miałem ogromną nadzieję, że dziś, w niedzielę po rocznicy tych niezwykle symbolicznych porozumień Pasterze Kościoła Katolickiego zabiorą głos, przypomną wiernym co się wydarzyło w naszej Europie w latach 1939-1945 i jak podstawowe znaczenie dla najdłuższego okresu pokoju miała wspólnota europejskich państw, której zalążek zawiązano w Rzymie w roku 1957.

Bo to Drodzy Czytelnicy, nie jest Wspólnota Europejskich demokratów, ludowców, zielonych, socjalistów, prawych i sprawiedliwych, obywatelskich, nowoczesnych, wierzących w tego czy innego Boga. To wspólnota nas wszystkich. Wszyscy jesteśmy za nią równo odpowiedzialni i równi wobec niej w swych prawach.

Wczorajsza rocznica, wczorajsze wiece w miastach całej Europy, nie były przeciwko nikomu. Stanowiły silny głos przeciwko tendencjom „exitowym”, przeciwko eurosceptycyzmowi, przeciwko wypowiedziom nieodpowiedzialnych polityków w Polsce, we Francji, w Wielkiej Brytanii, wszędzie tam, gdzie nawołuje się do izolacjonizmu, nacjonalizmu, ksenofobii, nietolerancji, braku sympatii i empatii.

Były za: solidarnością narodów, ludzi. W Europie jest miejsce dla każdego, bez względu na to w co wierzy, z kim sympatyzuje, jak się ubiera, jakiej muzyki słucha. Jest miejsce dla Ciebie bracie, który nosisz na koszulce z dumą symbol Polski Walczącej, Ale jest też w niej miejsce dla mnie, który wiem, co ten symbol znaczy, ale który wolę pracować, wychowywać dzieci w pokoju i który modlę się, by nigdy już nie trzeba było z nikim walczyć i umierać w obronie ojczyzny.

Dlaczego więc? Dlaczego pasterze Kościoła Katolickiego, mojego kościoła nabraliście znowu wody w usta, dlaczego nie przemówiliście w tym dniu do wiernych, dlaczego nie przypomnieliście, że solidarność ludzi jest dobra, a nie zła, że niewierzący to nasz brat, a nie wróg, dlaczego nie wytłumaczyliście, że nacjonalizm to zło i zaprzeczenie patriotyzmu, że nienawiść to grzech, a nie cnota, że w jedności siła, a w podziałach klęska?

Wasze milczenie i bierność w tak ważnym dniu, w tak ważnych i trudnych dla Europy czasach, Wasze zaniechanie gdy wierni oczekują na Wasz głos jest zaprzeczeniem istoty Waszej misji.

Roman Mrozek – studio opinii 25.03